piątek, 13 grudnia 2013

七五三 Shichi-go-san - Święto Dzieci w wieku 3, 5, 7 lat

                15 listopada to dzień, w którym w Japonii wypada święto Shichi-go-san obchodzone przez dzieci w wieku 3, 5, 7 lat. Dziewczynki w wieku 3 i 7, a chłopcy w wieku 3 i 5 lat stroją się w kimona lub garnitury i wytworne wieczorowe kreacje w studiach fotografii oraz doświadczają prawdziwej fotograficznej sesji. Oczywiście makijaż, przebieranie i czesanie wliczone w koszty tej przyjemności.
                Bardziej metafizyczny wymiar tego święta można odczuć w świątyniach, gdzie pięknie wystrojone dzieci idą wraz z rodzicami by podziękować i prosić o zdrowie na kolejne długie lata... Rytuały w świątyniach shintoistycznych mają również na celu odpędzenie złych duchów, a liczby 3, 5 i 7 mają dobro-wróżebne znaczenie. Oznaczają również pewne  cezury wiekowe, np. dzieci do trzeciego roku życia miały ogolone głowy, a od ukończenia trzeciego roku życia mogły zapuścić włosy, chłopcy w wieku pięciu lat mogli po raz pierwszy założyć hakama (szerokie spodnie), a dziewczynki w wieku siedmiu lat mogły zastąpić skromny pas przy kimonie prawdziwym, zdobnym pasem obi. 
                Tradycja tego święta bierze swój początek w okresie Heian (XVIII-XII w.), ale do dzisiaj, z różną gorliwością, jest ono wciąż obchodzone w całej Japonii. Niektórzy celebrowanie tego dnia ograniczają do wizyty w studio fotograficznym, inni wypożyczają kimono dla dzieci i udają się na ceremonię w świątyni. My, jak przystało na mieszane małżeństwo, wybraliśmy opcję pośrednią, czyli studio i świątynia, ale  bez uczestnictwa w rytuałach. Poniżej zdjęcia naszej trzyletniej córeczki Mie w kimonie z okazji  Shichi-go-san.
Przygotowania do sesji fotograficznej

Nasza mała modelka

Przed torii w Świątyni Meiji-jingu, Tokio

Przed Świątynią Meiji-jingu, Tokio

Na schodach świątyni

Mie pozuje na terenie Świątyni Meiji-jingu, Tokio
                Oprócz sesji fotograficznych i wizyt w świątyniach dzieci otrzymują z okazji Shichi-go-san "tysiącletnie cukierki" Chitose-ame, których podłużny kształt i czerwono-biała kolorystyka symbolizują długowieczność i zdrowie. Nasze pociechy skonsumowały cukierki tak szybko, że nawet nie zdążyłam ich sfotografować...

piątek, 22 listopada 2013

Kusatsu - jeden z trzech najsłynniejszych japońskich onsenów

                      Japonia jest krajem o bardzo silnej aktywności sejsmicznej.  Przejawia się ona częstymi trzęsieniami ziemi, wybuchami wulkanów, ale dzięki niej Japończycy mają również nieograniczony dostęp do wulkanicznych gorących źródeł. Onseny to właśnie takie gorące źródła. Przeważnie wokół takich termalnych wód wyrastają całe kurorty, uzdrowiska, salony spa, baseny. Zdarza się jednak, że źródła są w mało dostępnych miejscach i można się w nich zanurzyć na łonie natury (np. na górskich zboczach lub na skalistych brzegach morza).
                       Kusatsu to niewielka miejscowość położona u podnóża Góry Shiranesan (Kusatsu-Shiranesan) w Parku Narodowym Jōshin'etsu-kōgen, na wysokości 1200 metrów. 
Wraz z Gero-onsen i Arima-onsen stanowi jeden z trzech najsłynniejszych japońskich onsenów, wedłgu klasyfikacji Hayashi Razana (konfucjański filozof i uczony z przełomu XVI i XVII wieku).
                      Wody termalne w Kusatsu mają lecznicze właściwości i od wieków są doceniane przez Japończyków. Uzdrowisko do dziś jest chętnie odwiedzane nie tylko przez turystów z całego świata, ale i japońskich artystów, poetów i pisarzy.
Pomnik poświęcony Matsuo Bashō (japoński poeta haiku z XVII w.). Na kamieniu wyryty jest wiersz poety opisujący gwarną letnią noc w Kusatsu 
                       Na mnie zawsze największe wrażenie w Kusatsu robi gorąca rzeka wulkanicznej wody o zapachu siarkowodoru płynąca przez środek miasteczka (Yubatake) oraz park, w którym wprost z ziemi wypływają wody termalne o różnych odczynach zabarwiając skaliste podłoże na zielono czy biało.


Yubatake nocą, Kusatsu-onsen, pref. Gunma


Yubatake nocą, Kusatsu-onsen, pref. Gunma


Yubatake nocą, Kusatsu-onsen, pref. Gunma

Yubatake nocą, Kusatsu-onsen, pref. Gunma

Yubatake za dnia, Kusatsu-onsen, pref. Gunma

Yubatake, Kusatsu-onsen, pref. Gunma

Sai-no-kawara-kōen, wody termalne wypływają wprost z podłoża,  Kusatsu-onsen, pref. Gunma

Sai-no-kawara kōen, Kusatsu-onsen, pref. Gunma


Sai-no-kawara kōen, Kusatsu-onsen, pref. Gunma

Sai-no-kawara kōen, Kusatsu-onsen, pref. Gunma

Sai-no-kawara kōen, Kusatsu-onsen, pref. Gunma

Specjalnością Kusatsu są jajka gotowane w gorących źródłach (onsen-tamago), podobno bardzo zdrowe,  Kusatsu-onsen, pref. Gunma

                      Wraz z mężem i dziećmi zatrzymaliśmy się w ryokanie tuż przy Yubatake, więc mieliśmy przyjemność zanurzyć się w kąpielisku hotelowym w wodzie prosto z płynącej przez miasteczko "rzeki".  Nie trzeba jednakże zatrzymywać się w Kusatsu, by móc skorzystać z gorących źródeł - w wielu miejscach są dostępne dla wszystkich bezpłatnie tzw. ashi-no-yu, czyli "kąpieliska dla stóp", gdzie można sobie usiąść i po zdjęciu butów oraz skarpet zanurzyć same stopy. Kąpiele w onsenach bardzo rozgrzewają, ale samo moczenie stóp przez dłuższą chwilę rozgrzewa właściwie tak samo dobrze.  Wody termalne w Kusatsu mają również działanie upiększające, więc jeśli ktoś ma ochotę zanurzyć się w całości, można po prostu skorzystać z gorących źródeł bez konieczności nocowania w hotelu. My, oprócz kąpielisk w naszym ryokanie, odwiedziliśmy Taki-no-yu, jedno z wielu miejsc oferujących dostęp do wód termalnych, w formie przypominających spa. 
               Muszę przyznać, że sława Kusatsu jest zasłużona, wszyscy mieliśmy po kąpielach bardzo gładką skórę, nie mówiąc o wspaniałym samopoczuciu. Zażywanie kąpieli w onsenach to jedna z moich ulubionych rozrywek Japończyków. 

W drodze powrotnej kilka widoków na Park Narodowy Jōshin'etsu-kōgen

Park Narodowy Jōshin'etsu-kōgen 

Czynny wulkan Asama-yama, pref. Nagano i Gunma

czwartek, 7 listopada 2013

月見 Tsukimi czyli podziwianie księżyca, początek jesieni

                  Kiedy przeminie lato, ale liście klonów jeszcze nie przebarwią się na czerwono, rozrywką Japończyków jest podziwianie księżyca czyli Tsukimi. Pani Krystyna i ja miałyśmy okazję zobaczyć obchody związanego z księżycem Święta Środka Jesieni w Świątyni Yasaka-jinja w Kioto. Tradycja obchodów tego  święta sięga okresu Heian (VIII-XII w. n.e.) i, jak wiele festiwali celebrowanych na ówczesnym cesarskim dworze, również  ta wywodzi się z Chin.

Droga do Yasaka-jinja w pełnoksiężycową noc

                  八月十五夜 Hachigatsu jugoya czyli piętnasta noc ósmego miesiąca (w kalendarzu księżycowym) to magiczny wieczór, kiedy księżyc jest w pełni i wygląda najpiękniej. W chramie Yasaka, położonym tuż przy dzielnicy Gejsz (podobno Gejsze przychodzą się tutaj modlić i można je spotkać w Nowy Rok), zwanym przez lokalnych mieszkańców Gion-san, 
w pawilonie Shikiden odbywają się koncerty muzyki dworskiej, pokazy tańców dworskich czy występy bębniarzy. Świątynia przystrojona jest trawami susuki, które kwitną w tym okresie, a na ołtarzu ustawionych jest 13 ryżowych ciastek o-mochi (każde symbolizuje jeden miesiąc z kalendarza księżycowego, który liczył 13 miesięcy). Zgromadzeni przy świątyni ludzie próbują dostrzec na powierzchni ogromnego księżyca postaci królików ubijających ciastka mochi -  w Europie w cieniach na powierzchni księżyca raczej dopatrujemy się rysów twarzy, ale z Japonii księżyc wygląda inaczej.
                    Po zakończeniu festiwalu wierni mogą zabrać trawy susuki użyte do przystrojenia świątyni do domu. Japończycy wierzą, że takie jedno źdźbło przyniesie im zdrowie i spokój przez cały rok. Czy zabrzmię bardzo irracjonalnie jeśli wyznam, że ja również jedno przywiozłam z Kioto do domu w Nobeyamie? Dla męża, oczywiście.
Koncert muzyki dworskiej, Yasaka-jinja, Kioto

Pokaz tańców dworskich, Yasaka-jinja, Kioto

Pokaz tańców dworskich, Yasaka-jinja, Kioto

Koncert tradycyjnych pieśni przy akompaniamencie lutni biwa, Yasaka-jinja, Kioto
                  Właściwie można powiedzieć, że ten festiwal pełni księżyca rozpoczyna jesień, która u nas na Wyżynie Nobeyama jest już w bardzo zaawansowanym stadium. Na Yatsugatake spadł już śnieg, wiec niedługo kolej na nasze podwórko. Klony przebarwiły się w tym roku bardzo szybko i jeszcze szybciej zgubiły liście przez dwa tajfuny, które zdmuchnęły wszystkie piękne czerwone listki zaledwie w tydzień. Teraz na żółto zabarwiły się modrzewie, więc góry jeszcze wyglądają niezwykle  urokliwie. Na wsi kończą się zbiory, trwają jedynie prace porządkowe i powoli wszyscy czekamy na pierwszy śnieg. 
                   Nim spadnie postanowiliśmy jeszcze wspiąć się na Meshimori-yamę - niewielką górę (1643 m n.p.m.) skąd mieliśmy piękny widok na Fuji-san i Alpy Południowe. Jesień to moja ulubiona pora roku. Poniżej kilka zdjęć widoków z okolic miejscowości, w której mieszkam.

Widok na Alpy Południowe z Meshimori-yama

Góra Fuji oglądana z Góry Meshimori-yama  

Widoki z Meshimori-yama

Widoki z Meshimori-yama

Jesienny zachód słońca, Alpy Południowe widziane z Nagasaki (Nagasaka, pref. Yamanashi)

Jesienny zachód słońca, Alpy Południowe widziane z Nagasaki (Nagasaka, pref. Yamanashi)

Otoko-yama oglądana z Minamimaki-mura

Takie piękne klony (momiji) mieliśmy przy domu przez kilka dni pomiędzy tajfunami 

Pierwszy śnieg w tym roku na Yatsugatake, Minamimaki-mura

Jesienne trawy susuki

Nasza miejscowość podziwiana ze zbocza Meshimori-yama, widoczne duże, białe anteny to  Radiowe Obserwatorium Astronomiczne w Nobeyamie


Góra Fuji o zachodzie słońca, widok z Nagasaki (pref.Yamanashi)

Jesienne trawy susuki, w tle Yatsugatake widziane z Kiyosato (pref.Yamanashi)

Widok na Yatsugatake z Meshimori-yama

Na zakończenie tego wpisu chciałabym jeszcze bardzo serdecznie pozdrowić mojego kolegę ze studiów - Radzia, z którym kiedyś  próbowaliśmy zdobyć Meshimori-yamę, ale nie udało nam się, bo spotkaliśmy po drodze znajomych Filipińczyków i doszliśmy jedynie do Obserwatorium w Nobeyamie. Radziu, pozdrawiamy z Góry Meshimori-yama!

niedziela, 20 października 2013

Buddyzm nie tylko zen

            Buddyzm do Japonii dotarł w VI wieku. Od samego początku nie stanowił jednolitego religijnego tworu, ale podzielony na różne odłamy, wniósł do japońskiej religii shinto i kultury akcenty indyjskie i chińskie.  Do dziś na archipelagu funkcjonuje wiele szkół buddyjskich. Nie będę się zbyt zagłębiać w historię i podziały na szkoły, by skupić się jedynie na dwóch odłamach, z którymi bezpośrednio miałyśmy okazję obcować z Panią Krystyną.
              Zen rozwinął się stosunkowo późno, dopiero w XII/XIII wieku. W buddyzmie zen najważniejsza jest medytacja - zazen, która ma prowadzić adeptów ku oświeceniu. W tym odłamie buddyzmu praktyka medytacyjna stała się ważniejsza niż czytanie sutr czy znajomość doktryny. Bezpośredni kontakt z mistrzem/nauczycielem oraz wgląd w głąb siebie stanowią drogę do oświecenia.
              Na trasie naszej wycieczki Pani Krystyna i ja miałyśmy przyjemność uczestniczyć w kursie medytacji w świątyni Shunkō-in (będącej częścią kompleksu Myōshin-ji - jednej z najważniejszych świątyń szkoły Rinzai). Spotkałyśmy tam niezwykłego nauczyciela/mistrza/duchownego buddyjskiego - Takę Kawakami, który w bardzo przyziemny i nieskomplikowany sposób wprowadził nas w podstawy zazen.
             Słowa "medytacja", "buddyzm zen" kojarzą się często w Polsce z sektami. Jeżeli ktoś się bardziej zainteresuje, czasami trafi na bardzo dużo wyszukanie brzmiących słów pozbawionych, niestety, treści. W praktyce zazen nie ma wiele wspólnego z religią, tym bardziej sektami, a więcej z ćwiczeniami umysłu. Według wielebnego Kawakami, który współpracuje z neurologami i psychologami w leczeniu medytacją takich schorzeń jak choroba afektywna dwubiegunowa czy depresja, medytacja to po prostu "prysznic dla mózgu". 
             Podobno mózg człowieka wystawiony na zbyt dużo bodźców z zewnątrz zaczyna gorzej pracować i zostaje zaburzone wydzielanie endorfin. Medytacja, mająca na celu wyciszyć umysł, pozwala zmęczonemu mózgowi odpocząć, przywracając tym samym prawidłowe funkcje. Oczywiście medytacja nie jest jak zastrzyk z adrenaliny, który od razu stawia na nogi, a raczej jak witaminy, które przyjmowane regularnie dają skutek. Dlatego codzienne ćwiczenie umysłu przez 15-20 minut stymuluje rozwój płata czołowego odpowiadającego za nasze emocje, myślenie czy pamięć. Podobno efekty jakie regularne praktykowanie medytacji wywiera na mózg są widoczne na zdjęciach wykonanych rezonansem magnetycznym.
              Niby buddyzm to religia a zabrzmiało to bardzo naukowo... sama medytacja to przecież nic innego jak próba skupienia uwagi na konkretnej myśli, czy nie taka sama jest idea modlitwy w naszym kościele? Według nauk Kawakamiego nie jest ważne wyznanie, rasa czy wiek, ale to, by znaleźć w ciągu dnia 15-20 minut na wyciszenie i spokój. Czy to będzie zazen - a więc medytacja siedząca w pozycji lotosu lub pół-lotosu, jogging, jazda na rowerze czy modlitwa, to już jest kwestia indywidualna. 
Zajęcia medytacji w Shunkō-in. Kioto; pierwszy od lewej to właśnie Taka Kawakami

  Wnętrze Świątyni Shunkō-in, Kioto

Po zajęciach i medytacji Pani Krystyna podziwia  przyświątynny ogród zen

A na zakończenie  ryżowe ciastka i herbata matcha 
            
                    Kolejne sesje medytacji na naszej trasie czekały nas na Górze Kōya. Tym razem nie była to medytacja zazen lecz ajikan, czyli kontemplacja sanskryckiej litery "a" odpowiadającej Buddzie Dainichi Nyorai (według wyznawców buddyjskiej szkoły Shingon, każdemu buddzie przyporządkowana jest jedna litera sanskryckiego alfabetu, a Budda Dainichi Nyorai to najważniejszy budda w ich kosmologii).
                Sanktuarium na Górze Kōya to jedno z religijnie najistotniejszych miejsc w Japonii. Pierwsze świątynie założył tutaj w 819 roku mnich Kūkai, który według swoich wyznawców do dzisiaj medytuje w jaskini oczekując przyjścia Buddy Miroku. Na Górze Kōya oprócz, między innymi najważniejszej świątyni założonej przez Kūkai'a szkoły Shingon - Kongōbuji, znajduje się również największy w Japonii cmentarz, gdzie każda licząca się persona ma swoją pagodę lub nagrobek. Wszyscy chcieli się zabezpieczyć na wypadek przyjścia Miroku i być jak najbliżej Mistrza Kūkai'a, który będzie objaśniać nauki Buddy. Na cmentarzu Okuno-in są pagody wzniesione przez np. Takedę Shingena czy grobowiec rodziny Toyotomi.
                Kompleks świątynny na Kōyasan miał odzwierciedlać mandalę - osiem szczytów dookoła symbolizuje płatki lotosu, a centralnym punktem jest świątynia Konpon Daitō. Do XIX wieku sanktuarium było miejscem niedostępnym dla kobiet dlatego też powstała trasa pielgrzymkowa Nyonin-no michi biegnąca dookoła terenu zamieszkanego przez mnichów-mężczyzn. 
               W wycieczce Pani Krystyny uwzględniliśmy nie tylko zwiedzanie świątyń i klasztorów buddyjskich, ale również nocowanie w shukubō (pensjonacie przyklasztornym), kopiowanie sutr, wędrówkę po górskim szlaku Nyonin-no michi oraz udział w medytacjach ajikan. Przez pięć dni mieszkałyśmy właściwie w klasztorze buddyjskim. Co rano uczestniczyłyśmy w buddyjskich nabożeństwach, miałyśmy przyjemność kosztować wegetariańskich smakołyków klasztornej kuchni oraz zwiedzałyśmy mnóstwo pięknych miejsc. Popołudniami uczestniczyłyśmy w medytacjach, które mimo innej nazwy wyglądały tak samo jak te w Kioto: przez piętnaście minut próbowałyśmy się skupić... z różnym skutkiem. Wbrew pozorom wcale nie jest łatwo skupić swoje myśli przez dłuższy czas tylko na liczeniu swoich oddechów od jednego do dziesięciu i tak w kółko. 

Kopiowanie sutr

Konpon Daitō

Konpon Daitō

Pagody i latarnie na cmentarzu Okuno-in

Latarnia, cmentarz Okuno-in

Posążek Jizō, Okuno-in,  Kōyasan

Sala do medytacji ajikan, Ekō-in, Kōyasan

Takie obfite, wegetariańskie kolacje czekały na nas po medytacjach... coś dla ducha i dla ciała... pycha!

Brama Daimon strzegąca wstępu do Sanktuarium na Górze  Kōya

Konpon Daitō nocą
Brama torii na trasie pątniczek Nyonin-no michi, Kōyasan

Świątynia poświęcona Bogini Benten, Benten-oka, Nyonin-no michi, Kōyasan

Piękne widoki ze szlaku Nyonin-no michi, Kōyasan

Piękne widoki ze szlaku Nyonin-no michi, Kōyasan

Piękne widoki ze szlaku Nyonin-no michi, Kōyasan
                       Na zakończenie wpisu o naszym pobycie na Górze Kōya dodam tylko anegdotkę o niedźwiedziu... podobno na szlaku pojawił się niedźwiedź i dla własnego bezpieczeństwa szłyśmy z Panią Krystyną w rytm muzyki głośno płynącej z jej telefonu komórkowego, by niedźwiedź do nas nie przyszedł... udało się. Może nie do końca oświecone, ale wyciszone i w jednym kawałku wróciłyśmy  - Pani Krystyna do Polski, a ja do rodziny.