niedziela, 20 października 2013

Buddyzm nie tylko zen

            Buddyzm do Japonii dotarł w VI wieku. Od samego początku nie stanowił jednolitego religijnego tworu, ale podzielony na różne odłamy, wniósł do japońskiej religii shinto i kultury akcenty indyjskie i chińskie.  Do dziś na archipelagu funkcjonuje wiele szkół buddyjskich. Nie będę się zbyt zagłębiać w historię i podziały na szkoły, by skupić się jedynie na dwóch odłamach, z którymi bezpośrednio miałyśmy okazję obcować z Panią Krystyną.
              Zen rozwinął się stosunkowo późno, dopiero w XII/XIII wieku. W buddyzmie zen najważniejsza jest medytacja - zazen, która ma prowadzić adeptów ku oświeceniu. W tym odłamie buddyzmu praktyka medytacyjna stała się ważniejsza niż czytanie sutr czy znajomość doktryny. Bezpośredni kontakt z mistrzem/nauczycielem oraz wgląd w głąb siebie stanowią drogę do oświecenia.
              Na trasie naszej wycieczki Pani Krystyna i ja miałyśmy przyjemność uczestniczyć w kursie medytacji w świątyni Shunkō-in (będącej częścią kompleksu Myōshin-ji - jednej z najważniejszych świątyń szkoły Rinzai). Spotkałyśmy tam niezwykłego nauczyciela/mistrza/duchownego buddyjskiego - Takę Kawakami, który w bardzo przyziemny i nieskomplikowany sposób wprowadził nas w podstawy zazen.
             Słowa "medytacja", "buddyzm zen" kojarzą się często w Polsce z sektami. Jeżeli ktoś się bardziej zainteresuje, czasami trafi na bardzo dużo wyszukanie brzmiących słów pozbawionych, niestety, treści. W praktyce zazen nie ma wiele wspólnego z religią, tym bardziej sektami, a więcej z ćwiczeniami umysłu. Według wielebnego Kawakami, który współpracuje z neurologami i psychologami w leczeniu medytacją takich schorzeń jak choroba afektywna dwubiegunowa czy depresja, medytacja to po prostu "prysznic dla mózgu". 
             Podobno mózg człowieka wystawiony na zbyt dużo bodźców z zewnątrz zaczyna gorzej pracować i zostaje zaburzone wydzielanie endorfin. Medytacja, mająca na celu wyciszyć umysł, pozwala zmęczonemu mózgowi odpocząć, przywracając tym samym prawidłowe funkcje. Oczywiście medytacja nie jest jak zastrzyk z adrenaliny, który od razu stawia na nogi, a raczej jak witaminy, które przyjmowane regularnie dają skutek. Dlatego codzienne ćwiczenie umysłu przez 15-20 minut stymuluje rozwój płata czołowego odpowiadającego za nasze emocje, myślenie czy pamięć. Podobno efekty jakie regularne praktykowanie medytacji wywiera na mózg są widoczne na zdjęciach wykonanych rezonansem magnetycznym.
              Niby buddyzm to religia a zabrzmiało to bardzo naukowo... sama medytacja to przecież nic innego jak próba skupienia uwagi na konkretnej myśli, czy nie taka sama jest idea modlitwy w naszym kościele? Według nauk Kawakamiego nie jest ważne wyznanie, rasa czy wiek, ale to, by znaleźć w ciągu dnia 15-20 minut na wyciszenie i spokój. Czy to będzie zazen - a więc medytacja siedząca w pozycji lotosu lub pół-lotosu, jogging, jazda na rowerze czy modlitwa, to już jest kwestia indywidualna. 
Zajęcia medytacji w Shunkō-in. Kioto; pierwszy od lewej to właśnie Taka Kawakami

  Wnętrze Świątyni Shunkō-in, Kioto

Po zajęciach i medytacji Pani Krystyna podziwia  przyświątynny ogród zen

A na zakończenie  ryżowe ciastka i herbata matcha 
            
                    Kolejne sesje medytacji na naszej trasie czekały nas na Górze Kōya. Tym razem nie była to medytacja zazen lecz ajikan, czyli kontemplacja sanskryckiej litery "a" odpowiadającej Buddzie Dainichi Nyorai (według wyznawców buddyjskiej szkoły Shingon, każdemu buddzie przyporządkowana jest jedna litera sanskryckiego alfabetu, a Budda Dainichi Nyorai to najważniejszy budda w ich kosmologii).
                Sanktuarium na Górze Kōya to jedno z religijnie najistotniejszych miejsc w Japonii. Pierwsze świątynie założył tutaj w 819 roku mnich Kūkai, który według swoich wyznawców do dzisiaj medytuje w jaskini oczekując przyjścia Buddy Miroku. Na Górze Kōya oprócz, między innymi najważniejszej świątyni założonej przez Kūkai'a szkoły Shingon - Kongōbuji, znajduje się również największy w Japonii cmentarz, gdzie każda licząca się persona ma swoją pagodę lub nagrobek. Wszyscy chcieli się zabezpieczyć na wypadek przyjścia Miroku i być jak najbliżej Mistrza Kūkai'a, który będzie objaśniać nauki Buddy. Na cmentarzu Okuno-in są pagody wzniesione przez np. Takedę Shingena czy grobowiec rodziny Toyotomi.
                Kompleks świątynny na Kōyasan miał odzwierciedlać mandalę - osiem szczytów dookoła symbolizuje płatki lotosu, a centralnym punktem jest świątynia Konpon Daitō. Do XIX wieku sanktuarium było miejscem niedostępnym dla kobiet dlatego też powstała trasa pielgrzymkowa Nyonin-no michi biegnąca dookoła terenu zamieszkanego przez mnichów-mężczyzn. 
               W wycieczce Pani Krystyny uwzględniliśmy nie tylko zwiedzanie świątyń i klasztorów buddyjskich, ale również nocowanie w shukubō (pensjonacie przyklasztornym), kopiowanie sutr, wędrówkę po górskim szlaku Nyonin-no michi oraz udział w medytacjach ajikan. Przez pięć dni mieszkałyśmy właściwie w klasztorze buddyjskim. Co rano uczestniczyłyśmy w buddyjskich nabożeństwach, miałyśmy przyjemność kosztować wegetariańskich smakołyków klasztornej kuchni oraz zwiedzałyśmy mnóstwo pięknych miejsc. Popołudniami uczestniczyłyśmy w medytacjach, które mimo innej nazwy wyglądały tak samo jak te w Kioto: przez piętnaście minut próbowałyśmy się skupić... z różnym skutkiem. Wbrew pozorom wcale nie jest łatwo skupić swoje myśli przez dłuższy czas tylko na liczeniu swoich oddechów od jednego do dziesięciu i tak w kółko. 

Kopiowanie sutr

Konpon Daitō

Konpon Daitō

Pagody i latarnie na cmentarzu Okuno-in

Latarnia, cmentarz Okuno-in

Posążek Jizō, Okuno-in,  Kōyasan

Sala do medytacji ajikan, Ekō-in, Kōyasan

Takie obfite, wegetariańskie kolacje czekały na nas po medytacjach... coś dla ducha i dla ciała... pycha!

Brama Daimon strzegąca wstępu do Sanktuarium na Górze  Kōya

Konpon Daitō nocą
Brama torii na trasie pątniczek Nyonin-no michi, Kōyasan

Świątynia poświęcona Bogini Benten, Benten-oka, Nyonin-no michi, Kōyasan

Piękne widoki ze szlaku Nyonin-no michi, Kōyasan

Piękne widoki ze szlaku Nyonin-no michi, Kōyasan

Piękne widoki ze szlaku Nyonin-no michi, Kōyasan
                       Na zakończenie wpisu o naszym pobycie na Górze Kōya dodam tylko anegdotkę o niedźwiedziu... podobno na szlaku pojawił się niedźwiedź i dla własnego bezpieczeństwa szłyśmy z Panią Krystyną w rytm muzyki głośno płynącej z jej telefonu komórkowego, by niedźwiedź do nas nie przyszedł... udało się. Może nie do końca oświecone, ale wyciszone i w jednym kawałku wróciłyśmy  - Pani Krystyna do Polski, a ja do rodziny.

czwartek, 10 października 2013

Zen zen zen - wycieczka bardzo zen

          Kolejna wycieczka z biurem Ex Oriente Lux została zorganizowana dla jednej osoby chcącej poznać Japonię od bardziej duchowej strony. Wyjazd z Panią Krystyną był dla mnie doskonałą lekcją pokory, ponieważ nietuzinkowa osobowość mojego gościa sprawiła, że przekonałam się na własnej skórze o tym, że jak dużo czasu i wysiłku nie poświęciłabym na przygotowania do wycieczki, i tak rzeczywistość zweryfikuje plan zwiedzania... 
           Wszystko zaczęło się od tajfunu numer osiemnaście, który przechodził nad Kioto właśnie wtedy, gdy samolot z Panią Krystyną na pokładzie podchodził do lądowania. Czekałam na lotnisku i obserwowałam wyświetlające się komunikaty o odwołanych lotach z lekkim niepokojem. Udało się. Wylądowała. Z lotniska pojechałyśmy do Kioto, gdzie zakwaterowałyśmy się w pensjonacie przyświątynnym (shukubo). Nasz pensjonat mieścił się tuż przy Chramie Yasaka w słynnej dzielnicy gejsz, Gion.
            Tajfun pokrzyżował nam co prawda wyjście na poranne modlitwy do buddyjskiej świątyni, niemniej jednak uzbrojone w płaszcze i parasolki poszłyśmy zwiedzać. Miałyśmy ogromne szczęście, gdyż dzielnica Higashiyama , którą zwiedzałyśmy, właściwie nie ucierpiała. Kolejny dzień przyniósł niespodziankę - miałyśmy zobaczyć Arashiyamę, ale tam wszystko było zalane... po medytacjach zazen w świątyni Shunko-in pojechałyśmy zatem do Ryoanji, świątyni słynącej z niezwykłego ogrodu zen.
Następny dzień przyniósł zmiany w programie, do których zmusiła nas Pani Krystyna. Jej upłynął spokojnie, a ja zjeździłam połowę regionu Kansai zmieniając i załatwiając. Zatem zostałyśmy w Kioto dłużej niż planowałyśmy. Potem pojechałyśmy do Himeji. Stamtąd do Kobe na spektakl teatru noh w świątyni Ikuta-jinja. Z Kobe na Górę Koya, gdzie spędziłyśmy prawie tydzień. 
             Nawet goszczący nas w shukubo Daien-in mnisi byli zaskoczeni ilością czasu, jaki Pani Krystyna postanowiła spędzić na Górze Koya. Miejsce to jest jednym z najważniejszych buddyjskich sanktuariów w Japonii (jeśli nie najważniejszym...). To właśnie na Górze Koya mnich Kukai medytuje już od tysiąca dwustu lat oczekując przyjścia Buddy Miroku... Niemniej jednak turyści przeważnie odwiedzają Koysan przejazdem, ewentualnie z jednym noclegiem. My spędziłyśmy tu pięć dni. 
              Co można robić przez pięć dni na Górze Koya? Medytować, zwiedzać, spacerować i... jeść. Choć wycieczka i pobyt na Koyasan był w duchu slow trip, to czas zleciał nam bardzo szybko... Zdążyłyśmy się jednak odrobinkę zadomowić i zwiedzać kontemplując oraz starannie przyglądając się wszystkiemu, nie uwiązane planem dnia innym, niż tym wyznaczanym przez funkcjonowanie klasztoru buddyjskiego, w którym gościłyśmy: pobudka o piątej rano, modlitwy, śniadanie, zwiedzanie, medytacje, kolacja, zamknięcie furty klasztornej o dziesiątej wieczorem. 
               Napisałam już bardzo dużo, a jeszcze nawet nie zdążyłam opisać na spokojnie choćby jednej z przygód czy jednego z miejsc, które zobaczyłyśmy. Wycieczka była niezwykła, ale muszę podzielić jej opisywanie, by nie wprowadzić zbytniego zamętu. Chciałabym rzetelnie przedstawić nasze sesje zazen i ajikan (rodzaje medytacji) oraz choćby pokrótce wspomnieć o założycielu Koyasan Kukai'u czy japońskim buddyzmie.  Dlatego dzisiejszy wpis kończę w tym miejscu poniżej zamieszczając zdjęcia ogrodów zen, jako zachętę do przeczytania kolejnego wpisu, który poświęcę buddyzmowi zen.
Żwir w ogrodach zen symbolizuje wodę lub pustkę, na zdjęciu widać jakie szkody poczynił tajfun. Srebrny Pawilon, Kioto

Srebrny Pawilon, Kioto

Japońskie ogrody komponowane są tak, by podziwiać je z wewnątrz budynku; ogród Świątyni Shunko-in, gdzie chodziłyśmy na medytacje zazen, Kioto

Shunko-in, Kioto

Shunko-in, Kioto

Ogród Świątyni Ryoanji, w którym znajduje się piętnaście kamieni, jednak z każdego miejsca widać jedynie czternaście...

ponieważ wszystkie piętnaście można zobaczyć dopiero po osiągnięciu oświecenia. Ryoanji, Kioto
Banryutei, Kongobuji, Koyasan

Ogród Zstępującego Smoka, w krótym kamienie mają przedstawiać smoka zstępującego z chmur by obronić świątynię, Banryutei, Kongobuji, Koyasan

Banryutei, Kongobuji, Koyasan


Banryutei, Kongobuji, Koyasan

Banryutei, Kongobuji, Koyasan

wtorek, 8 października 2013

Itsukushima/Miyajima - Święta wyspa

           Wyspa Itsukushima, zwana również Miyajima, czyli "wyspa świątyń", to jeden z trzech najpiękniejszych widoków Japonii. Można do niej dopłynąć promem z Hiroshimy, więc miejsce to jest obowiązkowe na trasie naszego zwiedzania (majowa wycieczka z Ex Oriente Lux). 
Już od VI wieku wyspa była miejscem kultu Sannyoshin, czyli trzech bogini morza (Tagiri, Tagitsu i Ichikishima lub Benten). Wizytówką wyspy jest "Pływające Torii", czyli brama osadzona w dnie morza sprawiająca wrażenie jakby unosiła się na wodzie. Brama strzeże dostępu do chramu Itsukushima-jinja poświęconego boginiom morza, również zbudowanego na palach tak, by wierni mogli przycumować swe łodzie. Jako iż wyspa jest święta, przepłynięcie łodzią przy bramie miało pełnić rolę rytualnego oczyszczenia, podobnie odwiedziny w chramie przed stanięciem bezpośrednio na wyspie.
Do dzisiaj na wyspie z racji rytualnego zbrukania zabronione są pogrzeby i porody, osoby śmiertelnie chore tuż przed śmiercią i kobiety tuż przed porodem wywożone są na stały ląd.

Chram Itsukushimajinja widziany z promu. Obecne zabudowania pochodzą z XVI wieku, ale ich pierwowzorem są budynki z XII wieku ufundowane przez Taira no Kiyomoriego. Wraz z wyspą, świątynia jest na liście obiektów Dziedzictwa Narodowego UNESCO.

Pływające Torii



Pływające Torii oglądane z wnętrza świątyni Itsukushima-jinja

Nasza grupa i święte jelonki, które chodzą samopas po wyspie zupełnie jak po Narze
        Oprócz Itsukushima-jinja na Świętej Wyspie znajduje się wiele innych miejsc kultu.  Na trasie naszej wycieczki nie mogło zabraknąć Daisho-in - świątyni buddyjskiej szkoły shingon, założnonej przez Kukai'a - jednego z najważniejszych mnichów w historii japońskiego buddyzmu. Świątynia, malowniczo położona u podnóża świętej góry Misen, słynie z otaczającej ją bujnej przyrody (wyjątkowo urokliwej jesienią, gdy czerwienią się klony) oraz młynków modlitewnych. W listopadzie 2006 roku świątynię z okazji 1200 rocznicy jej powstania odwiedził Dalai Lama XIV.


Dzwonnica w kompleksie Daisho-in

Posążki Jizo w kompleskie Daisho-in; śliniaczki na posagach zawiązują rodzice, których dzieci zmarły i proszą Jizo, by zaopiekował się dziećmi w zaświatach lub rodzice chcący zapewnić swoim żyjącym pociechom zdrowie i szczęście



Zabudowania świątynne kompleksu Daisho-in

Młynki modlitewne, Daisho-in

Latarnie w grocie cmentarnej, Daisho-in

Posąg Tora-Jizo, opiekuna urodzonych w roku tygrysa

Hiroshima kulinarnie - japońska kuchnia to nie tylko sushi

             Hiroshima słynie z ostryg i placków zwanych okonomiyaki (dosłownie: usmażone wszystko to, co lubisz), do których ostrygi można oczywiście dodać. Spożywanie okonomiyaków przyrządzonych tuż przed oczyma, to nie tylko przyjemność dla podniebienia, ale i ciekawa przygoda.
           Blisko dworca kolejowego w Hiroshimie, na którymś z pięter niepozornego wieżowca znajduje się "Okonomiyaki Monogatari" (dosłownie "Opowieść o okonomiyakach") - aleja knajpek serwujących ten lokalny specjał. Z potrawy okonomiyaki słynie również Osaka, ale to, co w Hiroshimie nazywają okonomiyaki przypomina danie z Osaki jedynie z nazwy i sosu, którym polewają placki w obu miejscach. 
A tak wygląda akt przyrządzania okonomiyaków z Hiroshimy:
1. Najpierw należy znaleźć swoją ulubioną knajpkę i zająć miejsce przy blacie (uwaga gorące!)
Nasza majowa wycieczka do Hiroshimy z biurem Ex Oriente Lux przy blacie w Okonomiyaki Monogatari
 2. Następnie trzeba się zdecydować na to, co w oknomiyakach ma się znaleźć
Na blacie podsmaża się moyashi (kiełki soi) a pod metalowymi pokrywkami owoce morza
Placki są obowiązkowe dla wszystkich okonomiyakowych wersji

Na placki po kolei nakłada się wszystkie dodatki


I makaron, który znacząco odróżnia okonomiyaki z Hiroshimy od tych z Osaki
3. Kolejny etap to czekanie na zwieńczenie kulinarnego dzieła
Jeszcze przewrócić i prawie gotowe...

 



Ser na wierzchu (opcjonalny) przypiekany jest palnikiem
4. Gotowe! Smacznego!
Od prawej: Hania, Ela i ja oraz nasze okonomiyaki