Wszystko zaczęło się od tajfunu numer osiemnaście, który przechodził nad Kioto właśnie wtedy, gdy samolot z Panią Krystyną na pokładzie podchodził do lądowania. Czekałam na lotnisku i obserwowałam wyświetlające się komunikaty o odwołanych lotach z lekkim niepokojem. Udało się. Wylądowała. Z lotniska pojechałyśmy do Kioto, gdzie zakwaterowałyśmy się w pensjonacie przyświątynnym (shukubo). Nasz pensjonat mieścił się tuż przy Chramie Yasaka w słynnej dzielnicy gejsz, Gion.
Tajfun pokrzyżował nam co prawda wyjście na poranne modlitwy do buddyjskiej świątyni, niemniej jednak uzbrojone w płaszcze i parasolki poszłyśmy zwiedzać. Miałyśmy ogromne szczęście, gdyż dzielnica Higashiyama , którą zwiedzałyśmy, właściwie nie ucierpiała. Kolejny dzień przyniósł niespodziankę - miałyśmy zobaczyć Arashiyamę, ale tam wszystko było zalane... po medytacjach zazen w świątyni Shunko-in pojechałyśmy zatem do Ryoanji, świątyni słynącej z niezwykłego ogrodu zen.
Następny dzień przyniósł zmiany w programie, do których zmusiła nas Pani Krystyna. Jej upłynął spokojnie, a ja zjeździłam połowę regionu Kansai zmieniając i załatwiając. Zatem zostałyśmy w Kioto dłużej niż planowałyśmy. Potem pojechałyśmy do Himeji. Stamtąd do Kobe na spektakl teatru noh w świątyni Ikuta-jinja. Z Kobe na Górę Koya, gdzie spędziłyśmy prawie tydzień.
Nawet goszczący nas w shukubo Daien-in mnisi byli zaskoczeni ilością czasu, jaki Pani Krystyna postanowiła spędzić na Górze Koya. Miejsce to jest jednym z najważniejszych buddyjskich sanktuariów w Japonii (jeśli nie najważniejszym...). To właśnie na Górze Koya mnich Kukai medytuje już od tysiąca dwustu lat oczekując przyjścia Buddy Miroku... Niemniej jednak turyści przeważnie odwiedzają Koysan przejazdem, ewentualnie z jednym noclegiem. My spędziłyśmy tu pięć dni.
Co można robić przez pięć dni na Górze Koya? Medytować, zwiedzać, spacerować i... jeść. Choć wycieczka i pobyt na Koyasan był w duchu slow trip, to czas zleciał nam bardzo szybko... Zdążyłyśmy się jednak odrobinkę zadomowić i zwiedzać kontemplując oraz starannie przyglądając się wszystkiemu, nie uwiązane planem dnia innym, niż tym wyznaczanym przez funkcjonowanie klasztoru buddyjskiego, w którym gościłyśmy: pobudka o piątej rano, modlitwy, śniadanie, zwiedzanie, medytacje, kolacja, zamknięcie furty klasztornej o dziesiątej wieczorem.
Napisałam już bardzo dużo, a jeszcze nawet nie zdążyłam opisać na spokojnie choćby jednej z przygód czy jednego z miejsc, które zobaczyłyśmy. Wycieczka była niezwykła, ale muszę podzielić jej opisywanie, by nie wprowadzić zbytniego zamętu. Chciałabym rzetelnie przedstawić nasze sesje zazen i ajikan (rodzaje medytacji) oraz choćby pokrótce wspomnieć o założycielu Koyasan Kukai'u czy japońskim buddyzmie. Dlatego dzisiejszy wpis kończę w tym miejscu poniżej zamieszczając zdjęcia ogrodów zen, jako zachętę do przeczytania kolejnego wpisu, który poświęcę buddyzmowi zen.
Żwir w ogrodach zen symbolizuje wodę lub pustkę, na zdjęciu widać jakie szkody poczynił tajfun. Srebrny Pawilon, Kioto |
Srebrny Pawilon, Kioto |
Japońskie ogrody komponowane są tak, by podziwiać je z wewnątrz budynku; ogród Świątyni Shunko-in, gdzie chodziłyśmy na medytacje zazen, Kioto |
Shunko-in, Kioto |
Shunko-in, Kioto |
Ogród Świątyni Ryoanji, w którym znajduje się piętnaście kamieni, jednak z każdego miejsca widać jedynie czternaście... |
ponieważ wszystkie piętnaście można zobaczyć dopiero po osiągnięciu oświecenia. Ryoanji, Kioto |
Banryutei, Kongobuji, Koyasan |
Ogród Zstępującego Smoka, w krótym kamienie mają przedstawiać smoka zstępującego z chmur by obronić świątynię, Banryutei, Kongobuji, Koyasan |
Banryutei, Kongobuji, Koyasan |
Banryutei, Kongobuji, Koyasan |
Banryutei, Kongobuji, Koyasan |